sobota, 19 grudnia 2015

Scena X - przebudzenie mocy?

Wcale nie tak dawno, dawno temu, bo 16 grudnia, w nie aż tak znowu odległej galaktyce, bo ledwie sześć długości miecza rycerza Jedi od Teatru Jaracza, w miejscu po dawnym Kinie Kopernik, zmiecionym ze wszechświata kapitalistyczną Gwiazdą Śmierci, pojawiła się nowa planeta - Galeria Sztuki Scena X.
Jej narodzenie zwabiło najgorszy sort galaktycznych mętów - artystów, pisarzy, aktorów i muzyków, dziennikarzy, kaowców i innych typów spod ciemnej gwiazdy w rodzaju żeńskim i męskim, zamieszkujących dalekie i bliskie rubieże Kosmosu, zwanego Olsztynem, Warmią, Mazurami i Polską (z tego, co słyszałem stawili się również reprezentanci innych galaktyk). I ja przybyłem swoim X-Wingiem.
Tłum kłębił się przeogromny i kolorowy niczym na sławetnej imprezie u Jabby. Szpilki nie było gdzie wcisnąć, za to było na czym zawiesić oko. Matki solarne Sceny X - Joanna Frej-Troska i Urszula Witkowska - przygotowały konstelację prac Siguni Agi Ciszewskiej, Edyty Jurkowskiej, Roberta Listwana, Jarka Puczela, Joanny Milewicz, Anny Stankiewicz-Odoj, Zbigniewa Urbalewicza, Marty Wasilewskiej-Frągnowskiej i Tomasza Witkowskiego. Były ochy i achy, były przemowy, zadumy, oklaski. Niejeden się szczerze wzruszył, niejeden kontemplacyjnie pogłaskał podbródek. Chewbacca (niech mi wybaczy dekonspirację) z pobliskiego Endoru donosił wino, szło zwyczajowo jak woda. 
Świetny pomysł, świetne rozpoczęcie, świetne prace prezentowanych artystów, i nie ma w tym stwierdzeniu taniej retoryki. Gdy olsztyńską kulturę opanowali Sithowie kapitałów społecznych, diagnoz, bilansów, ewaluacji, gdy projektowa mowa zaczęła przesłania sens i wartość, zdarza się coś niepodważalnie i na wskroś artystycznego, tworząc dopełnienie i dialog chociażby z olsztyńską galerią BWA. Olsztyn nigdy nie miał szczęścia do tego typu działań, choć w tego typu rebelianckich działaniach był zawsze najbardziej twórczy i określał swoją niepodrabialną tożsamość. Wcześniejsza enumeracja artystów miała charakter informacyjny. Jako inżynier Mamoń, mogę wyłącznie powiedzieć, że Puczel i Milewicz to najwyższa półka post-metafory. Listwan - bezczelnie intrygujący w pop-kulturowych dewastacjach Stankiewicz-Odoj - onirycznie czysta i jednocześnie widmowa, Wasilewska-Frągnowska - postindustrial marzący o raju utraconym. Gdy wid pracę Witkowskiego, myślę sobie: z Kantorem i Schulzem przybiłby piątkę. Ciszewska - techno-ascetyczna,
Jurkowska - w melancholię modernisty mnie wpędza, Urbalewicz - tu w sukurs przychodzi jedna z matek solarnych, wyjaśniając, że to coś z ducha "rysunkowego poematu". 
Oczywiście, gamoniowaty krytyk sztuki ze mnie i więcej w tym realizmu niż kokieterii. Ważne, że warto zajść, obejrzeć, po swojemu opisać, ocenić. Zwłaszcza, gdy smuta grudniowa, cieplarniana wokoło, gdy dyktaty władzy tworzy we łbie riefenstahlowe bryły kanciaste. Sztuka to jest jakieś rozwiązanie.
Profil facebookowy Galerii Sztuki Scena X - tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam, to jest miejsce na wyrażenie Twojej opinii. (Drobna uwaga: hejting, trolling obrażający język i ludzi nie będzie publikowany.)