sobota, 23 maja 2015

Buty i walizki

20 maja w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Olsztynie przyznano Wawrzyny - Nagrodę Literacką Warmii i Mazur za rok 2014. Wawrzyn Kapituły (główny) trafił do Michała Olszewskiego za cykl reportaży "Najlepsze buty na świecie", składających się na gorzki obraz regionu w czasach nowoczesnych i ponowoczesnych. W kilku miejscach książka Olszewskiego wybrzmiewa jak groźne i wymowne memento. Bez zbędnej dyplomacji i fałszywych odruchów szlachetności, uznaję ten werdykt za bardzo dobry.
Wawrzyn Czytelników otrzymały "Walizki hipochondryka" , za co serdecznie dziękuję wszystkim papierojadom, którzy zagłosowali ma moją książkę. Rzeczywiście, autor w takiej chwili to depozytariusz banału: nagroda od czytających jest cenna, a przypadku mojego pisania (proza artystyczna, czyli "proza specjalnej troski") - prawie bezcenna. Kroplówka dla pisarskiego narcyzmu została zaaplikowana skutecznie.
Przypomnę, że wśród nominowanych tytułów znalazły się jeszcze: "Gniew" Zygmunta Miłoszewskiego, "Serwus chrabąszcze" Joanny Wańkowskiej-Sobiesiak i "Ślepnąc od świateł" Jakuba Żulczyka. 

wtorek, 19 maja 2015

Słuchowisko "Dziewczyna z berlińskich przedmieść"



24 maja (niedziela), o godzinie 18.00, Program II Polskiego Radia wyemituje słuchowisko radiowe mojego autorstwa, zatytułowane "Dziewczyna z berlińskich przedmieść" - w ubiegłym roku popełniłem tekst o cechach słuchowiska (jak mniemałem z dużą dozą rezerwy i autokrytycyzmu) w ramach konkursu zamkniętego Polskiego Radia. Można powiedzieć, że to mój debiut w tego rodzaju twórczości.
Reżyserem realizacji "Dziewczyny...." jest Janusz Kukuła. W słuchowisku wystąpią: Anna Seniuk, Laura Samojłowicz, Mariusz Bonaszewski i Krzysztof Gosztyła, czyli jak by nie patrzeć i słuchać I liga w słuchowiskowym fachu.
Używając klasycznej formuły: zapraszam Państwa przed odbiorniki.

czwartek, 7 maja 2015

Schimmelpfennig i Olsztyn

W najbliższą sobotę premiera "Złotego Smoka" Rolanda Schimmelpfenniga na Scenie Margines olsztyńskiego Jaracza, w reżyserii Iwo Vedrala. Jestem strasznie ciekaw reakcji publiczności, ponieważ pod wieloma względami to spektakl szczególny, osobliwy.
Sama fabuła przypomina senny majak, w którym banał i stereotyp sięgają wyżyn niepokojącej i na wskroś przejmującej fantasmagorii. Oto w chińsko-tajsko-wietnamskiej restauracji, w ciasnej, klaustrofobicznej przestrzeni pracuje pięciu Azjatów. Jednego boli ząb, który za chwilę zostanie wyrwany i wyląduje w zupie niemieckiej stewardessy, by odbyć podróż przez lęki, niepokoje i zduszone perwersje nieszczęśnie sytych Europejczyków. Schimmelpfennig nie opowiada historii linearnie, rozmywa tożsamość bohaterów - tu mężczyźni są kobietami, kobiety - mężczyznami. To świat miękkich tożsamości. Starzy ludzie teatralizują swój związek na modłę pary nastolatków, którym zdarzyła się wpadka. Pewne małżeństwo dochodzi do kresu swego związku, a na piętrze, nad restauracją pojawia się złowrogi, groteskowy Hans rodem z Fritzlowskiego koszmaru, który poczyna sobie z młodziutką Azjatką. Jeśli dodać jeszcze pozornie od czapy bajkę z La Fontaine'a o Mrówce i Świerszczu, wykorzystywanym seksualnie przez inne mrówki mamy pełen obraz teatralnej pulpy - bliskiej Lynchowi i Tarantino.
Iwo Vedral popełnił przedstawienie na wskroś sylwiczne, dyndające na groteskowej linie Formy. Dla ułatwienia można go nazwać "postdramatycznym". Można też, a nawet trzeba się w nim zatracić, zagubić. Tu nie ma tzw. "międzyludzkich relacji", "psychologizacji" postaci, oddających coś, co łatwo nazywa się uniwersalizacją ludzkiego losu. Są zgrzyty, pęknięcia, kontrapunkty i jest jednocześnie niesłychana energia, przypominająca sceniczny rollercoaster. Jest coś, od czego konserwatywnie szyty teatr ucieka - nieoczywistość, gra w ciemno kompletnie nieznaczonymi kartami i perwersyjna sztuczność, od której kulturalnie wyrobionym widzom pękają garnitury i garsonki. Co ciekawe, Vedralowi udała się rzecz kongenialna (duże słowo, a co!): im sztuczniej, tym bardziej, po ludzku przejmująco. Widz kręci z niedowierzaniem głową, a jednocześnie czuje, że w tym szaleństwie jest metoda. Niech nikogo nie zmyli upiorna blaga nielinearnych scen - "Złoty Smok" mówi o bardzo ważnych sprawach, wywracając na opak całe to nasze uporządkowane, choć w gruncie rzeczy nihilistyczne myślenie o świecie i ludziach. Jakby Vedral w obscenicznie otwarty sposób kusił: sprawdzam! Kim tak naprawdę jesteś w chwilach totalnej rozpaczy, bądź też w chwilach totalnej bezkarności, jak wyglądasz ze swoimi demonami, gdy nikt nie widzi, gdy upadlasz siebie i innych w poszukiwaniu bliskości, która okazuje się patologią, pustką, szaleństwem.
Powtórzę, jestem strasznie ciekaw reakcji publiczności. Ciekawość wiąże się z pytaniem, czy jest miejsce na taki teatr w Olsztynie. Dotychczas miałem wrażenie, że tworząc poważny teatr, robimy sobie tak naprawdę mieszczańskie żarty. Vedral czyni coś odwrotnego: robi sobie żarty, a wychodzi z tego śmiertelna groza istnienia. Po pokazie kolaudacyjnym widzowie podzielili się na dwa skrajne obozy: zniesmaczonych/zdezorientowanych i zachwyconych/pogubionych (nie chwaląc się, należałem do tej drugiej grupy). 
A tak poza polonistyczną hermeneutyką o "Złotym Smoku" według Vedrala można powiedzieć jedno: jest jak impreza, po której budzisz się i niewiele pamiętasz, ale wiesz, że się działo. Zobaczyć Grzegorza Gromka w sukience i z gitarą? Jarosława Borodziuka w złotej marynarze jako Azjatę? Joannę Fertacz w roli Mrówki, Dominika Jakubczaka jako Świerszcza w kusym podkoszulku i Małgorzatę Rydzyńską jako pijanego frustrata-męża?... Bezcenne.
Tutaj trailer spektaklu: