wtorek, 30 września 2014

New Joy Division (2): lans, lans...

2 października w olsztyńskiej Planecie 11, o godz. 17:30, odbędzie się spotkanie poświęcone "Walizkom hipochondryka" (to "poświęcone" jako słowo-sygnał, jako znak-sens jest w takich kontekstach mocno zastanawiające). Fragmenty powieści zaprezentuje Marcin Kiszluk, aktor Teatru Jaracza, zaś spotkanie poprowadzi nieoceniona Ula Witkowska. Będzie literatura, bankiecik witaminizowany, z aspirynką i minerałami i coś jeszcze dla każdego, kto źle się poczuje w trakcie. Zapraszam.
Łącząc narcystyczne z pożytecznym: przy okazji "Walizek" przydarzyła mi się rozmowa dla portalu Czystopis.pl - link tutaj. Portal jest dość świeżą i przede wszystkim niezależną inicjatywą Marty Buszko, dodatkowo - jak się dowiedziałem - prowadzoną spoza granic naszego kraju. Proszę odwiedzać i zaglądać.
"Walizki" zostały odnotowane przez blogosferę. Z pamięci odnotowuję dwie: Poziomkowe wzgórze (link - tutaj) oraz Pod tytułem (link - tutaj). Twórczyni Poziomkowego wzgórza, Jola Zdolska-Gurgul, jest jednocześnie właścicielką mobilnej aplikacji Audio.blog.pl (strona informacyjna - tutaj). Cytując autorkę, "w aplikacji dominują ciekawe blogi w wersji do posłuchania - produkujemy audycje z tekstów opublikowanych na blogach współpracujących z nami Autorów. Jedną z naszych sekcji jest również audio-recenzja książek, wydarzeń kulturalnych, koncertów, premier teatralnych, itp. Pomysł dla ludzi w podróży".
Po tytułem to z kolei blog Beaty Januszkiewicz, odnaleziony przeze mnie dzięki linkującej pomocy Krzysztofa Vargi. Świetna przestrzeń dla literatury, tworzona ze smakiem, znawstwem i dużym oddechem recenzenckim. Nic, tylko zaglądać i czytać.

niedziela, 21 września 2014

Gniew, bogini, opiewaj Artysty...

Oksymorom czasów dzisiejszych: gniew jako władza symboliczna Artysty. "Władza" (jakkolwiek jej nie rozumieć) brzmi w kontekście Artysty jak kiepski żart, bo tej władzy tyle, co kot napłakał. Jednak od czasu do czasu daje się słyszeć próby jej oralnego wzmocnienia, zwłaszcza gdy Artysta składa deklarację własnej wolności lub wydaje kategoryczne sądy na temat ludzi i otaczającego go świata.
Pewnie nie zająknąłbym się na ten temat ani słowem, gdyby nie oświadczenie Szczepana Twardocha na fejsie. Autor odwołał swoje spotkanie w Łodzi z powodu karygodnej noty biograficznej, którą wysmażyło mu pismo Liberte. Artysta wpadł w gniew: "nie przyjadę, ponieważ się wkurwiłem. Wkurwiłem się, ponieważ przeczytałem poniższą notkę..." (tu pisarz cytuję nieszczęsne bio, będące powodem jego "zdenerwowania"). Mocno i konkretnie powiedziane. I zaraz ta moc zrymowała mi się ze słynnym, wcześniejszym wyznaniem twórcy "Morfiny", a mianowicie: "Pierd*l się Polsko". Był to komentarz Artysty do odmowy rejestracji przez sąd Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej.
Nie dalej, jak kilka tygodni temu, Monika Strzępka stając w obronie dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego, wyraziła explicte i oficjalnie swój stosunek do pewnej radnej: "Ty, piz... niemyto! Wypierdalaj!" No i się zakotłowało, jedni uznali, że w "sytuacji wojennej" między Artystą a resztą świata takie chwyty są całkowicie dozwolone, inni zauważali powściągliwie, że sztuce debaty one kompletnie nie służą.
Może jest tak, że kultura masowa do spółki z polityczną poprawnością wyssała i przejęła na własny użytek wszystkie bardziej wyrafinowane formy sprzeciwu i buntu. Rzucanie mięsem staje się więc logicznym następstwem tegoż wysysania (nie szkoda róż, gdy płoną lasy). Nie wiem, czy efektownym, nie wiem, czy efektywnym, ale na pewno efekciarskim. (Aż dziw bierze, że Marcin Świetlicki w swojej świętej cierpliwości uprasza kapitułę NIKE o jego pominięcie w splendorach, choć mógłby w żołnierskich słowach wyrazić protest.) Skutek rzucania mięsem? Całkowicie znika meritum sprawy i wszyscy lądujemy w piaskownicy niczym dzieci chichoczące nad tajemną siłą wulgaryzmu. Bo choć w obu przypadkach staję po stronie Artysty, zawsze może się on nadziać na analogiczną ripostę. Tworzą się tym samym niepokojące precedensy, uwidaczniające, owszem, złość, bezsilność, ale nierzadko też zwykłą pogardę do innych. 
A z drugiej strony, deklaracja własnej wolności względem otaczającego świata staje się dzisiaj prosta jaki nigdy dotąd i brzmi mniej więcej tak: wypierdalać chuje! Mój gniew mnie rozgrzesza i uświęca.

sobota, 13 września 2014

New Joy Division: lans, lans, lans to the media

W tej szczerej nieszczerości bloga to problem: jak pomieścić przeświadczenie o swojej, choćby małej, minimalnej, ale jednak wielkości z zażenowaniem, że przykłada się rękę do świata, w którym rządzi bezpardonowa deklinacja "ja".
Po dwóch tygodniach obecności książki na tzw. rynku literackim, odnotowuję w poczuciu lansiarskiego samozachwytu następujące akty wypakowania "Walizek hipochondryka":
Dariusz Nowacki, Rozrachunki raczej przykreGazeta Wyborcza
Iga Noszczyk, Walizki hipochondrykaInstytut Książki
Bernadetta Darska, Przemijanie - Książki. Onet.pl
Jacek Żebrowski, Męczeństwo i śmierć Emila Śledziennika przedstawione przez zespół aktorski przytułku dla obłąkanych pod kierownictwem pana Alfreda Jarry - Czystopis
Zdzisław Pietrasik, Polska w szpitalu - Polityka
Leszek Bugajski, Pokoleniowe walizki - Newsweek
Jerzy Doroszkiewicz, Mariusz Sieniewicz robi Polsce kolonoskopię Kurier Poranny
Magdalena Wołowicz, Walizki hipochondryka - Kącik z ksiązkami
Jarosław Czechowicz, Walizki hipochondryka - Krytycznym okiem
Rafał Siemko, Walizki hipochondryka - Noircafe
Sebastian Skóra, Fabuła zawarta w pigułkach - Książka.net
Recenzje i omówienia powieści pojawiły się również w nieznanej mi dotychczas lub znanej wyłącznie ze słyszenia blogosferze literackiej (to dla mnie duża nowość): tu-czytamprzekładaniec kulturalnyod deski do deski czyli clevera.
Po tak zwanej drodze zdarzyła się ciekawa rozmowa z Pawłem Goźlińskim w audycji radiowej Tok Fm: Książki. Magazyn do słuchania, wyprawa z Szymonem Kłoską do szpitala w TVP 2: WOK - Wszystko o kulturze oraz spotkanie z Agatą Passent i Filipem Łobodzińskim w programie Xięgarnia (TVN24).
Mój narcyzm został podkarmiony. Ale zaraz znów kokieteryjny trzepot rzęs, jakaś niestrawność i coś w rodzaju zgagi.

piątek, 5 września 2014

Moje miasto dostało sraczki

Moje miasto dostało sraczki na okoliczność otwarcia Galerii Warmińskiej, o czym donoszę ze wstydliwością prowincjusza. Od wielu tygodni wszyscy żyli tylko tym jednym, co właśnie osiąga swoją kulminację. Media papierowe, wirtualne, radiowe i telewizyjne, notable, organizacje społeczne, polityczne, kombatanckie i szkolne, policja, straż pożarna i straż graniczna, piekarze, spawacze, urzędnicy, fryzjerki, renciści, pierwszy garnitur lekarski i niższy personel medyczny, obywatele i obywatelki, mainstream i wykluczeni, właściciele grubych portfeli i płaskich kart kredytowych. Tutejsze celeby i vipy, nauczycielki, spawacze, cieśle i emerytki. Kto żyw rusza dzisiaj na wstęgi przecięcie, by w promocyjnej cenie złapać bożka konsumpcji za nogi. Galeria Warmińska to strefa zero, to Alfa, Omega, to nasze Macondo. Słyszałem, że nawet z województw ościennych ciągnęły zaciągi klientów, by w noc przed otwarciem u bram galeryjnych koczować.
A Galeria swoim rozmiarem budzi respekt: to skrzyżowanie Metropolitan Opera, piramid Cheopsa i pozagalaktycznego Kloca. Nie zapomnę oniemienia Krzysztofa Vargi, który dobrych parę miesięcy temu, przejeżdżał obok jej wznoszonych w trudzie budowniczym kondygnacji i pięter. 
Całe miasto pomieści się w Galerii. Gdzie Sławek Shuty się podział ze swoim "Batonem", "Zwałem" i "Cukrem w normie". Jego bohaterowie, choć lata mijają, są tu i teraz, ciałem i duchem. Znaczą swój pochód ciężkimi chorągwiami wypchanych reklamówek, pudełek i toreb.

poniedziałek, 1 września 2014

Cała (?) prawda (?) o pisarzach

Przymierzając się do autolansiarskiego wpisu o "Walizkach hipochondryka" (który niebawem), zwracam uwagę na tekst Pawła Potoroczyna "Cała prawda o pisarzach", zamieszczony w najnowszym "Tygodniku Powszechnym" (nr 35, wersja papierowa).
Zwracam uwagę, ponieważ czuję się: zdezorientowany, skonfudowany, oszołomiony, wbity w ziemię, zniesmaczony, odjechany, poirytowany, zawstydzony, oburzony, zażenowany i mógłbym tak długo jeszcze. Gama odczuć świadczy poniekąd o wadze wspomnianego tekstu. Autor w geście tyleż ironicznym, co sfrustrowanym odradza debiutantom wydanie pierwszej książki, opisując wszystkie plagi egipskie, jakie spadają  na nie-szczęśliwego twórcę po debiucie. Myślę, że tkwi w tej negacji ogromna i przewrotna wiara w znaczenie oraz doniosłość literatury. Konfrontowana jednak z kontekstem i otoczeniem przemienia się nieszczęśliwie w pojękującą skargę, a jednocześnie nie traci nic z - od początku wyczuwalnego - kokietowania w stylu blaze. Warto zauważyć, że pisze ją autor nominowanej tu i ówdzie, docenionej przez krytykę i dość mocno swego czasu opisywanej "Ludzkiej rzeczy" (wielu debiutantów może o czymś podobnym tylko pomarzyć).
Nie wiem, jaka sytuacja, jaki stan chwalby, wyróżnienia, adoracji, zadowoliłby pisarza Pawła Potoroczyna (to nie złośliwość, to realna niewiedza). Mnie się zawsze wydawało, że pisanie jest kamuflowaną formą poniżenia, na którą trzeba się bezwarunkowo zgodzić. A pytania: dlaczego mają mnie (nas) czytać? Co tak istotnego mam (mamy) do zakomunikowania światu? -  budują odpowiedni dystans i konieczną powściągliwość. 
Zresztą, żyjemy w podłych czasach, gdzie jak ulał pasują słowa Rilkego: "Zwycięstwo? Kto mówi o zwycięstwie? Przetrwanie jest wszystkim".