Pewnie nie zająknąłbym się na ten temat ani słowem, gdyby nie oświadczenie Szczepana Twardocha na fejsie. Autor odwołał swoje spotkanie w Łodzi z powodu karygodnej noty biograficznej, którą wysmażyło mu pismo Liberte. Artysta wpadł w gniew: "nie przyjadę, ponieważ się wkurwiłem. Wkurwiłem się, ponieważ przeczytałem poniższą notkę..." (tu pisarz cytuję nieszczęsne bio, będące powodem jego "zdenerwowania"). Mocno i konkretnie powiedziane. I zaraz ta moc zrymowała mi się ze słynnym, wcześniejszym wyznaniem twórcy "Morfiny", a mianowicie: "Pierd*l się Polsko". Był to komentarz Artysty do odmowy rejestracji przez sąd Stowarzyszenia Osób Narodowości Śląskiej.
Nie dalej, jak kilka tygodni temu, Monika Strzępka stając w obronie dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego, wyraziła explicte i oficjalnie swój stosunek do pewnej radnej: "Ty, piz... niemyto! Wypierdalaj!" No i się zakotłowało, jedni uznali, że w "sytuacji wojennej" między Artystą a resztą świata takie chwyty są całkowicie dozwolone, inni zauważali powściągliwie, że sztuce debaty one kompletnie nie służą.
Może jest tak, że kultura masowa do spółki z polityczną poprawnością wyssała i przejęła na własny użytek wszystkie bardziej wyrafinowane formy sprzeciwu i buntu. Rzucanie mięsem staje się więc logicznym następstwem tegoż wysysania (nie szkoda róż, gdy płoną lasy). Nie wiem, czy efektownym, nie wiem, czy efektywnym, ale na pewno efekciarskim. (Aż dziw bierze, że Marcin Świetlicki w swojej świętej cierpliwości uprasza kapitułę NIKE o jego pominięcie w splendorach, choć mógłby w żołnierskich słowach wyrazić protest.) Skutek rzucania mięsem? Całkowicie znika meritum sprawy i wszyscy lądujemy w piaskownicy niczym dzieci chichoczące nad tajemną siłą wulgaryzmu. Bo choć w obu przypadkach staję po stronie Artysty, zawsze może się on nadziać na analogiczną ripostę. Tworzą się tym samym niepokojące precedensy, uwidaczniające, owszem, złość, bezsilność, ale nierzadko też zwykłą pogardę do innych.
A z drugiej strony, deklaracja własnej wolności względem otaczającego świata staje się dzisiaj prosta jaki nigdy dotąd i brzmi mniej więcej tak: wypierdalać chuje! Mój gniew mnie rozgrzesza i uświęca.
Nie dalej, jak kilka tygodni temu, Monika Strzępka stając w obronie dyrektora wrocławskiego Teatru Polskiego, wyraziła explicte i oficjalnie swój stosunek do pewnej radnej: "Ty, piz... niemyto! Wypierdalaj!" No i się zakotłowało, jedni uznali, że w "sytuacji wojennej" między Artystą a resztą świata takie chwyty są całkowicie dozwolone, inni zauważali powściągliwie, że sztuce debaty one kompletnie nie służą.
Może jest tak, że kultura masowa do spółki z polityczną poprawnością wyssała i przejęła na własny użytek wszystkie bardziej wyrafinowane formy sprzeciwu i buntu. Rzucanie mięsem staje się więc logicznym następstwem tegoż wysysania (nie szkoda róż, gdy płoną lasy). Nie wiem, czy efektownym, nie wiem, czy efektywnym, ale na pewno efekciarskim. (Aż dziw bierze, że Marcin Świetlicki w swojej świętej cierpliwości uprasza kapitułę NIKE o jego pominięcie w splendorach, choć mógłby w żołnierskich słowach wyrazić protest.) Skutek rzucania mięsem? Całkowicie znika meritum sprawy i wszyscy lądujemy w piaskownicy niczym dzieci chichoczące nad tajemną siłą wulgaryzmu. Bo choć w obu przypadkach staję po stronie Artysty, zawsze może się on nadziać na analogiczną ripostę. Tworzą się tym samym niepokojące precedensy, uwidaczniające, owszem, złość, bezsilność, ale nierzadko też zwykłą pogardę do innych.
A z drugiej strony, deklaracja własnej wolności względem otaczającego świata staje się dzisiaj prosta jaki nigdy dotąd i brzmi mniej więcej tak: wypierdalać chuje! Mój gniew mnie rozgrzesza i uświęca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Zapraszam, to jest miejsce na wyrażenie Twojej opinii. (Drobna uwaga: hejting, trolling obrażający język i ludzi nie będzie publikowany.)