piątek, 21 kwietnia 2017

Strefy kontaktu 2017


Zakończyła się II edycja Stref Kontaktu - konkursu dramaturgicznego organizowanego przez Wrocławski Teatr Współczesny. Laury zostały rozdane i - co ważniejsze - zostały napisane teksty. Od początku Strefom patronują trzej wielcy, pierwszorzędni herezjarchowie formy - Kajzar, Karpowicz, Różewicz, których artystyczny genotyp bliski był idei eksperymentu, przekraczaniu nie tylko gatunkowych, ale i rodzajowych granic. Przywoływany w materiałach konkursowych cytat z Różewicza jest na tyle symptomatyczny i emblematyczny, że warto go wciąż przytaczać i ponawiać: „Nowa sztuka powstaje przez wynalezienie nowej formy, nowego wyrazu, nowego języka i składni, nie przez składanie najszlachetniejszych deklaracji, nie przez angażowanie się w słuszne i jedyne poglądy polityczne, nie przez podpisywanie listów i protestów, nie przez składanie wyznań, że jesteśmy pełni najszlachetniejszych uczuć humanitarnych i humanistycznych. Twórca zaangażowany to twórca zaangażowany w walkę o nową formę”. No, właśnie... "walka o nową formę"? Eksperyment? A może tak! Wbrew dyktatowi opowieści, wbrew politycznym poprawnościom i niepoprawnościom (one już dawno stały się wyłącznie grą), wbrew, a przynajmniej obok humanistycznej, jakże łatwej do wizerunkowego zwekslowania retoryki, wbrew terrorowi "wypluwania" z siebie książek co rok, co pół roku, co kwartał. Odnoszę wrażenie, że coraz częściej zapominamy o formie. A gdy zapomina się o formie, pisać może każdy. Bez świadomości formy pisze się swobodniej, bardziej bezkarnie, bezczelniej. Podobnie w teatrze, który albo dryfuje w stronę incydentalnego, efemerycznego performensu reżyserskich halucynów albo grzęźnie w bezpiecznych "humanizmach" sztuki wysokiej (takiej sztuki jednak, która w szafie trzyma trupa-farsę). Literatura (empikowa, bestsellerowa) zastyga w bezpiecznej konwencji, nikt od niej nie oczekuje zmagań z językiem, śmiałego wchodzenia na pola minowe eksperymentu. Ono odbywa się chyba wyłącznie w czasopiśmienniczych niedobitkach, w głębokim offie pism branżowych. A piszę o tym w chwili, gdy wszyscy rozkochani jesteśmy w twórczości Wallace'a.
Strefy Kontaktu poszerzają margines swobody, celując w dramat jako gatunek zdolny pomieścić literacką wyobraźnię i teatralizację języka. I jedno i drugie prowokuje, żeby z formą wziąć się za bary. Ileż to razy zadrżała mi ręka nad klawiaturą! Nie z powodu treści, nie za sprawą fabulacyjnej kobyły, która chce gnać i gnać. Strach mnie brał totemiczny, bo forma domagała się ofiary, bo forma okazywała się rybą pełną ości!
Na styku teatru i literatury Marek Fiedor (szef Wrocławskiego Teatru Współczesnego) podejmuje to, co dobrych kilka lat temu starał się robić Piotr Marecki, zbliżając literaturę do filmu i na odwrót. Naczelny "Ha!artu" zaczął od bezpośredniego spotkania twórców (obrosłe już w legendy i anegdoty spotkanie na szczycie nad Zalewem Zegrzyńskim), Fiedor inaczej: komunikuje literaturę z teatrem poprzez tekst. Zapewne to trwalszy fundament. A poza tym posłuchać Tulli i Plebanek w roli "dramaturgicznych debiutantek" - bezcenne, pouczające bardzo.
Więcej informacji o Strefach Kontaktu, nagrodzonych dramatach wraz z bazą konkursowych tekstów można znaleźć na stronie: http://www.strefykontaktu.pl/