środa, 20 września 2017

Linie papilarne opowieści

Kursy kreatywnego pisania od lat realizowane są z powodzeniem w dużych miastach. Mocno sprofesjonalizowane, służą uzyskiwaniu szybkich (często iluzorycznych) kompetencji. Tymczasem świat małych ośrodków - „prowincja”, o której cisza na przysłowiowych Placach Zbawiciela - wciąż pozostaje przestrzenią słabo rozpoznaną, jeśli chodzi o jej literacki, twórczy potencjał.
Równolegle z wydaniem "Planktonu" stworzyłem (wraz z Wojewódzką Biblioteką Publiczną w Olsztynie) "Linie papilarne opowieści" - kurs pisarski, literacki, językowy (jak zwał, tak zwał) skierowany do twórców z niewielkich miejscowości regionu Warmii i Mazur. Jestem - przynajmniej na chwilę - Stasią Bozowską, prowincjonalnym headhunterem początkującej literatury, pielgrzymem słowa, poszukującym fraz, zdań ludzi, którzy mogą stworzyć własną opowieść, wykraczającą poza fałszywy wyrok przezroczystości. Wczoraj wróciłem z Rynu, przede mną jeszcze Działdowo, Morąg, Mrągowo, Orzysz - pięć tamtejszych bibliotek, które zostały zakwalifikowane do programu, choć chętnych było o wiele więcej. W sumie: dziesięć spotkań wrześniowo-październikowych (po dwa na jedną miejscowość). Nie chcę tutaj stosować pretensjonalnych "ochów" i "achów", ale już pierwsze, ryńskie spotkanie pokazało, że w zakątkach i na rubieżach mainstreamowej kultury są perły, świetni młodzi (i nie tylko!) twórcy, których ogranicza wyłącznie geospołeczny stereotyp. I żeby była jasność: nie czuję infantylnego zdumienia, raczej pewność, że kto szuka, ten znajdzie. Jeśli towarzyszą mi emocje, to coś w rodzaju wstydu, że tak późno ja... te "Linie", itd... Pocieszam się, że ilekroć gubię drogę w podróży drogami entej niepamięci i nieuważności macherów od kultury, to znak, że warto. Taki jestem szlachetny! Taki sarkastycznie wspaniałomyślny, he, he! Pierś mam wypiętą do orderu...

Mam też jednak czterdzieści pięć lat. I osiem książek. I "tatuaż" pisarza. I coraz większą pewność, że dzisiaj, zwłaszcza dzisiaj, należy wziąć w duży cudzysłów własne kariery, a artystyczny egotyzm - w nawias. Łatwiej będzie wtedy zrozumieć niektóre sondaże, społeczną inercję i przede wszystkim - kulturę, której tak bardzo chce się bronić. Od pytania "przed kim?", wolę pytanie: "dla kogo chce się bronić kultury?". Nie dla Warszawy, nie dla Krakowa, Poznania, Wrocławia, lecz dla wszystkich Orzyszów, Morągów, Sorkwit, Klewek, Rynów, Giżyck świata - akurat tutaj pasuje ton nieznośnej egzaltacji. To są równorzędne, równolegle, autonomiczne światy, a nie miejsca szybkich spotkań autorskich i szybkich honorariów, ani krainy specjalnej troski, które mają sprawdzać poziom empatii tak zwanego centrum.
Nie chwalę się. Z uśmiechem i za darmo, copyleftowo i lekko prowokacyjnie, oddaję pomysł wszystkim twórcom, którzy w telewizyjnych studiach ślą kasandryczne sygnały o mizerii naszego świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam, to jest miejsce na wyrażenie Twojej opinii. (Drobna uwaga: hejting, trolling obrażający język i ludzi nie będzie publikowany.)