niedziela, 17 sierpnia 2014

Wojna już Panie a ja nie mam mąki

Profanuję w tytule frazę Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego. Bo też ten i ów, ta i owa, przebąkują żartem, że piwnicę trzeba przygotować i wysprzątać, mąkę, cukier kupić, zapas wody zrobić. Może nawet ksywkę konspiracyjną wymyślić, rodzinę wysłać w głąb Polski pod pozorem resztek sierpnia i wakacji. Dobry żart, wojny wart. Zwłaszcza jeśli żyje się 80 km od granicy z Rosją. Zwłaszcza, jeśli moja ojczyzna centralna urządza pokaz siły z czołgami, samolotami, pręży muskuł i mentalne wąsy. Retoryczna brednia powtórzona tysiąc razy staje się mądrością. I tak jest z rzymską: Si vis pacem, para bellum (jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny). Można ją tłumaczyć cyniczniej: wyciągaj dłoń na znak pokoju, jeśli w drugiej trzymasz nóż.
Gorąco solidaryzuję się z Ukraińcami, życzę im wolności. Są pozostawieni sami sobie z pragnieniem niepodległego kraju wobec imperialnych rojeń sąsiada. Ale też nie wiem, co począć z Rosjanami, których znam i spotykam w swoim mieście.
Nie dalej, jak wczoraj spacerowałem (Gombrowiczem) po alei lipowej, gdy wtem zza Łukoilu wylazł Rosjanin. Przystanęliśmy i spojrzeliśmy sobie oko w oko. Jego rosyjskość zaskoczyła do tego stopnia mą polskość - ten moment, w którym spojrzenia nasze się spotkały był tak napięty - że stropiłem się jako Polak, to jest w moim narodowym gatunku. Uczucie dziwnie i bodaj po raz pierwszy przeze mnie doznane - ten grymas polski wobec Rosjanina. Pozwoliłem, żeby on spojrzał na mnie i zobaczył mnie - to nas zrównało - wskutek tego stałem się także Rosjaninem - ale dziwnym, powiedziałbym nawet, niedozwolonym. Poszedłem dalej, podejmując przerwany spacer, ale poczułem się nieswojo... w rosyjskości, która osaczała mnie zewsząd...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zapraszam, to jest miejsce na wyrażenie Twojej opinii. (Drobna uwaga: hejting, trolling obrażający język i ludzi nie będzie publikowany.)