Nie
żyje Erwin Kruk. Nie żyje i jest.
Jest
za mało czytany. To pewne. Jak każdy poeta, bo któż dzisiaj czyta poetów? Jest
stanowczo za mało interpretowany, rozumiany - zwłaszcza w czasach tej pozornie unifikującej
post-post-moderny. I chyba wszyscy posypujemy głowę popiołem (ja na pewno),
ponieważ czasami wystarczyło, by się nim tożsamościowo lub erudycyjnie
podeprzeć. Poeta "uświęconej etykiety", "totem mazurskiej prawdy
z krwi i kości", itd. Wreszcie: ostatni Mohikanin, po którym zjawiły się
blade twarze ze swoim literackimi paciorkami i wódką. "Borussia"
czerpała z niego garściami, "Portret" doceniał, ale nieco wzruszał
ramionami, ponieważ miał ważniejsze "żądze słowa" na głowie.
Za
życia autor bywa przezroczysty, jego twórczość wiedzie żywot, tu i ówdzie
akcentowanej, towarzyszącej, ale jednak efemerydy. Po śmierci ulega raptownej
nieprzezroczystości, przynajmniej na moment staje się gęsty, dojmujący,
namacalny w ruchu wiersza.
Powiedzieć,
że wszyscy współcześni pisarze Warmii i Mazur z Kruka to zgrzeszyć
pretensjonalnym patosem, typowym dla klepsydrowej retoryki. Nie wszyscy,
powoli, spokojnie. Jednak Kruk to nieusuwalny punkt odniesienia. Moralny i
estetyczny, gdy mówimy, że jesteśmy stąd, gdy obłaskawiamy wielką lub małą
literą tę wykradzioną ludziom przez ludzi (zwanych w swej masie Historią)
ziemię. Kogo to niby dzisiaj obchodzi. Ano obchodzi. Kilku się znajdzie.
Ja
widzę Kruka zawsze w kontrze, jako głos świata, który gdzieś z boku, cicho
dogorywa i stanowi jednocześnie nieznośny wyrzut sumienia. Kruk opisuje
zagładę, której wszyscy jesteśmy poddani, która nas wszystkich czeka. Gdy po
raz pierwszy przeczytałem "Z Krainy Nod", "Kronikę z
Mazur", "Moją Północ", doświadczyłem totalnego "efektu
obcości" Tak, "efektu obcości" rodem z Brechta, tyle że ja sam
dla siebie stałem się tym obcym. Wielka nauka, którą zawdzięczam poecie. Na
szczęście nie zetknąłem się z jego twórczością w dzieciństwie, bo mógłby nie
powstać żaden mit (taki żart nad jego i moim grobem).
Prywatnie
zamieniliśmy ze sobą ledwie kilka słów. Żył w innym świecie. Bo na szczęście
nie ma jednego świata, a przynajmniej jego pozory pozwalają w to wierzyć. Ale
czuło się Jego wzrok na sobie - stężony, skupiony, spod brwi. Nieco z ukosa,
nieco nie z tego naszego "stąd".
Nie
lubię pisać takich tekstów. Wydaje mi się zawsze, że szczerość zakłócają
fałszywe nuty, prowokowane przez śmierć. Ale dzisiaj chyba trzeba. Poeta umarł.
Poeta był i umarł. Banalne. Świata ubywa.
Utkwił na zawsze w mojej pamięci po przeczytaniu tomiku Jego wierszy "Moja północ" w 1977r. Taki właśnie "nie z tego świata", "w za długim (...)obciągniętym po kolana swetrze"
OdpowiedzUsuń